Łódź, czerwiec A.D. 2001.
Zapach murawy po letnim deszczu prowokował. Kończył się rok szkolny i zaczynały wymarzone wakacje. Magiczny czas dzieciństwa pachnący wolnością i radością.
Bartek sięgnął po swoje korki z niemym uwielbieniem. Ponad rok zbierał pieniądze, żeby kupić wymarzony model butów do gry w piłkę. Tak bardzo pragnął je mieć, że oczekiwanie wyznaczało godziny radości przez 12 miesięcy.
Wierzył, że mając model „Predator” będzie biegał za piłką, tak, że już nikt go nie pokona. Przekraczając w nich zieloną linie murawy wchodził w inny świat. Świat, bez granic dla własnych możliwości. Świat, w którym z pasją i radością mógł wypracowywać i osiągać wszystko to, o czym marzył. Wbiegając na murawę czuł moc!
Chłopak wrzucił korki do torby treningowej. Cofnął się jeszcze do kuchni. Przytulił Mamę zaglądając jej w garnki. Dał buziaka i obiecując, że wróci na kolację uśmiechnął się tak, jak tylko syn potrafi. Zawsze wiedział i czuł jak bardzo ją kocha, a ona jego. Złapał piłkę, którą rzucił mu Ojciec, mijając go w drzwiach kuchni. W przedpokoju przybił jeszcze piątkę z bratem. Otworzył drzwi, przeskoczył przez próg i cały uskrzydlony zniknął, z torbą treningową przerzuconą przez ramię.
Biegnąc na ostatni trening w sezonie, wiedział, że jest jednym z najlepszych dryblerów. Przed nim otworem stały drzwi mistrzowskiej piłkarskiej kariery. Trener pokładał w nim ogromne nadzieje. To miał być jego czas. Czuł się Wybrańcem… Rozpierała go niespożyta energia. Grał całym sobą, nie zważając na mokrą murawę. Nagle w ostatniej minucie sparingu zderzył się z bramkarzem.
Tego dnia Bartek nie zjadł kolacji w domu. Czekając w szpitalu na diagnozę, nie myślał o bólu. Martwił się tylko, że straci sezon.
Do gabinetu wszedł doktor w białym uniformie. Patrząc na rentgen poinformował beznamiętnie o koniecznej operacji uszkodzonego więzadła w kolanie. Obiecał, że po niej pacjent dojdzie do formy w 3 miesiące.
Słowa nigdy nie dotrzymał. Rehabilitacja ciągnęła się niemal dwa lata i nie przyniosła wymiernych efektów. Drzwi wymarzonej piłkarskiej kariery zostały przed nim na zawsze zamknięte. Czuł ból i pustkę. Wyrok zapadł. Bartek nie mógł już robić tego, co tak prawdziwie kochał. Jego świat runął w przepaść.
Żuromin, czerwiec A.D. 2018
Zapach murawy po letnim deszczu prowokował. Kończył się rok szkolny, ale zaczynał sezon w gospodarstwie.
Chłopiec spojrzał na leżąca pod łóżkiem piłkę. Teraz musiała na niego zaczekać. Wakacje nie istniały, od kiedy zabrakło Taty. Smak dziecięcej wolności został zastąpiony codzienną pracą.
Franek złapał torbę z narzędziami. Miał już wyjść, żeby popracować w obejściu, ale cofnął się do kuchni. Przytulił Mamę zaglądając jej w garnki. Dał buziaka i obiecując, że wróci na kolację uśmiechnął się tak, jak tylko syn potrafi. Zawsze wiedział i czuł jak bardzo ją kocha, a ona jego.
Sytuacja w domu nie uskrzydlała. Obligowała chłopca do pomocy Matce. Chciał to robić i robił, mimo 13 lat i braku czasu na sport czy zabawę z rówieśnikami. Takie zajęcia odkładał chwilowo do krainy swoich dziecięcych marzeń. Lubił myślami w niej być. Często zastygał w bezruchu i patrzył oczami wyobraźni daleko poza horyzont. Wierzył, że tam jest jego czas.
Tak było i teraz. Widział pod zamkniętymi powiekami, jak wbiega na zieloną murawę w koszulce reprezentacji, zmęczony, spocony, ale szczęśliwy strzela gola. Trybuny szaleją i wiwatują na jego cześć.
Nagle jego uwagę przykuł wybijający się z tłumu i nasilający okrzyk „uważaj”. Zanim zrozumiał, że to do niego, było już za późno. Potworny ból przeszył mu nogę. Ktoś wyłączył światło. Zapadła cisza.
Tego dnia Franek nie zjadł kolacji w domu.
Lekarz szpitala powiatowego w Żurominie zapinał pedantycznie swój białym uniform. Nie patrząc na chłopca poinformował o konieczności operacji naderwanego ścięgna Achillesa. Obiecał Frankowi, że po wakacjach pójdźcie o własnych siłach do szkoły.
Słowa nigdy nie dotrzymał. Po pierwszej operacji nastąpiły kolejne, a finalnie, założono mu gips na całą nogę aż do pachwiny. Pod gips wdarła się gangrena. Ten sam lekarz nie patrząc dziecku w oczu zdiagnozował potrzebę amputacji dolnej kończyny. Dla Franka wyrok zapadł. Jego cały dziecięcy świat się zawalił. W przerażonych oczach błyszczały łzy. Chłopiec nie chciał uwierzyć, że to się dzieje na prawdę.
Trzynastolatek musiał zacząć oswajać się z myślą, że nie będzie miał nogi. Tuż przed zabiegiem matka dowiedziała się o lekarzu, który przede wszystkim jest człowiekiem i prowadzi klinikę – inną niż wszystkie.
Następnego dnia byli już w Łodzi, w prywatnej Klinice „Orto Med Sport”.
Franek czekał na spotkanie z doktorem. Ktoś zapukał i uchyliły się drzwi. Chłopiec przez przymrużone strachem oczy nie zobaczył za nimi lekarza.
Do pokoju zdecydowanym krokiem wszedł młody mężczyzna, z torbą treningową przewieszoną przez ramię. Nie wyglądał jakby się zgubił, choć wszystko wskazywało, że nie pasuje do tego miejsca. Sportowe ciuchy najwyższej jakości, dobrane ze smakiem, topowe adidasy, odważne tatuaże i ciepły uśmiech wzbudziły w chłopcu zaufanie. Franek pomyślał, że tak umięśnione ciało i idealna sylwetka pasują tylko do wysokiej klasy sportowca.
Mężczyzna podszedł do łóżka i ku zaskoczeniu dziecka, wyjął z torby jego starą piłkę. Ukochaną piłkę, którą na 7 urodziny dostał od ojca. Franek zamarł w bezruchu patrząc na czerwono-białe sześciany i poczuł jak ściska go w gardle. Wiedział, że już nigdy nie będzie za nią biegł w pocie czoła myśląc o bramce.
Mężczyzna w czarnej koszulce z napisem „JOIN THE REBEL” odezwał się pierwszy:
„Cześć Frank. Wstajemy! Czas iść na własnych nogach na rehabilitacje!
Chłopiec po raz drugi oniemiał. Przytulił do siebie mocno piłkę patrząc na swoją gnijącą nogę i czując w nozdrzach fetor tak silny, jak zapach murawy po deszczu. Rozumiał sytuację. Bał się. Czekał na egzekucję. Zakładał, że gips został zdjęty, aby wykonać wyrok – amputację nogi.
Rehabilitacja, jak mówił człowiek w białym fartuchu, który w rejonowym szpitalu od początku zajmował się chorą nogą, miała przyjść później, ale nie zamiast.
Mężczyzna mówił dalej:
„Jestem doktor Bartek - Twój Lekarz Jutra”.
– Mamy razem sporo do zrobienia. Nasz plan na następne 3 tygodnie to larwoterapia, komora hiperbaryczna, roller, ćwiczenia i rehabilitacja.
Franek nie rozumiał, co to znaczy. Chciał zapytać, ale lekarz nie pozwolił mu przerwać, kontynuował.
Zaufaj mi, a za miesiąc będziemy razem kopać piłkę na świeżej murawie.
Z oczu dziecka popłynęły łzy pełne wzruszenia i nadziei.
Łodź, Klinika „OrtoMedSport,
3 tygodnie później.
W gabinecie wybiła 6:00. Doktor Bartłomiej Kacprzak spojrzał znad biurka przez okno. Na zroszonej murawie pojawiali się kolejni zawodnicy. Wśród nich na własnych nogach truchtał rozpromieniony trzynastolatek.
Lekarz wiedział, że to już czas. Zamyślony podszedł do swojej torby treningowej. Otwierał ją tylko na specjalne okazje. Dziś był ten dzień. Miał rozegrać pierwszy mecz z Frankiem.
Wyjął buty „Predator” patrząc na nie z pietyzmem. Jednoczesnie z jego twarzy biła prawdziwa radość, wzruszenie i duma. Myśląc o ostatnich kilkunastu latach widział tysiące swoich wyleczonych przez niego pacjentów biła z jego twarzy. Wybiegł z gabinetu prosto na boisko czując, że jest Wybrańcem. Teraz już w imię przysięgi Hipokratesa każdego dnia, po wielokroć udawadniając całemu światu, że „NIEMOŻLIWE JEST MOŻLIWE!”